poniedziałek, 10 marca 2014

Część moich "znajomych" na wiadomym portalu społecznościowym bierze udział w  następującej "akcji":

"Zapełnijmy fejsa poezją! Niech ci, którzy nas inwigilują, poczytają przy okazji trochę wierszy. Polub ten wpis, a wyznaczę Ci poetkę lub poetę. Wyszukaj w sieci jeden z jej/jego wierszy, opublikuj na swoim profilu."

Przedsięwzięcie samo w sobie jest oczywiście jałowe, bo polega na swojskim Ctrl-C Ctrl+v. Ciekawej byłoby, gdyby obok publikacji wiersza musiała pojawić się choćby króciutka interpretacja wstawiającego. Ale wiem, za dużo wymagam... Ale nie w tym rzecz.

Mnie zaproponowano Zbigniewa Herberta. Za pewne z racji tego, iż dawnymi laty byłem jego wyznawcą. Pałałem doń miłością ślepą i nieokiełznaną. Z czasem przyszło opanowanie, ale miłość nie wygasła, ani nawet nie osłabła. Stała się chyba nieco dojrzalsza, mniej żywiołowa, bardziej - że tak z grubej rury palnę - kontemplacyjna. Wybrałem wiersz Pan Cogito i długowieczność. Nie dlatego, że jest moim ulubionym, ale w rzeczy samej, cenię go nad wyraz wysoko. 

Herbert, wzgardzony za patos i koturnowość tu jest oczywiście koturnowy i patetyczny, ale paradoksalnie jest to tak ironiczna koturnowość i tak zgryźliwy patos, że aż się gęba cieszy. 

jeśli wierzyć
teologom ptaków
dusza jaskółek
ulatuje do raju
po dziesięciu
ziemskich wiosnach

w tym wieku
panicz Cogito
studiował ze zmiennym szczęściem
IV klasę szkoły powszechnej
i zaczęły interesować go kobiety

Jest w tym wierszu ten oklepany Herbertowski stoicyzm, ale podany jakoś tak ciepło, jest jakby rozminowany, rozbrojony. Zawsze, gdy go czytam, przychodzi mi na myśl cytat z Lemowego Szpitala przemienienia "Wszystko ma swój sens tylko dlatego, bo się kończy". No i tyle w temacie...

poniedziałek, 17 lutego 2014

Za stary na takie czary


Nie będę się rozpisywał, bo i za bardzo nie ma o czym pisać. Rzecz przemaglowana już po tysiąckroć. Moje wrażenia? Sprawne, w pewnym stopniu nawet "wciągające". Ale nie potrafię wyzbyć się w sobie dorosłości i nie powiedzieć, że jednak posklejane z kawałków, które tu i ówdzie już się widziało. A to biedna sierota tyranizowana przez zastępczą rodzinę, a to magiczna szkoła, a to znowu rywalizacja młodych o prymat w tej czy innej dziedzinie. Drażnią oczywiście skróty i rozwiązania deus ex machina. Czepialstwo nie ma tu jednak racji bytu, bo nie na takich jak ja gagatków "targetowane" było to dzieło. Ten, kto był "projektowanym czytelnikiem" oczekiwał: magii, tajemnicy, dziecięcej przyjaźni, zwycięstwa dobra nad złem i wszystko to dostał. Wiem jednak, że po następne części raczej nie sięgnę. Akademia Pana Kleksa, Alicja w Krainie Czarów, Niziurski, Makuszyński, Nienacki to są moje, że się tak wyrażę, typy. A na owocną znajomość z Harrym chyba się po prostu za wcześnie urodziłem. Zastanawia mnie tylko, czemu się na tę książkę tak zawziął Terlikowski...    

J.K. Rowling, Harry Potter i kamień filozoficzny, wyd. Media Rodzina, Poznań 1997.   

środa, 12 lutego 2014

"Kultura" na śmietniku

      Jak donosi dzisiejsza Gazeta Wyborcza, dwoje Kielczan znalazło na śmietniku książkę Marka Edelmana I była miłość w getcie z dedykacją dla Wojciecha Lubawskiego - Prezydenta Kielc. Od razu rzecz trzeba wyjaśnić. To nie prezydent Lubawski okazał się troglodytą i ignorantem. Książkę mu ukradziono. Ale to, jak dla mnie, sprawy nie wyjaśnia. Albowiem, kradzież sama w sobie jest czymś złym. Kradzież książki (nie licząc unikatów, białych kruków) jest czymś zastanawiającym. Kradzież książki prezydentowi miasta jest czymś dziwacznym. Ale już kradzież książki z imienną dedykacją dla prezydenta miasta to po prostu Monty Python. Rzecz jest tym "zabawniejsza", że zuchwałej kradzieży dokonano w Kieleckim Centrum KULTURY [sic!] przy okazji premiery poematu symfonicznego [sic!] Listy z Palcu Zgody. I tu moja felietonistyczna wyobraźnia wysiada. Jak tak dalej pójdzie, to usłyszymy wkrótce, że w na premierze Hamleta w Teatrze Narodowym pobito staruszka, a podczas koncertu Rafała Blechacza mafia zastrzeliła świadka koronnego.
      No ale pies trącał kradzież. Od biedy można uznać, że dokonał jej jakiś maniakalny bibliofil. Szalony wielbiciel Edelmana [ a może Lubawskiego...]. Tylko w takim razie, jak, do ciężkiej cholery, książka znalazła się na śmietniku?! Nie czytałem, przyznaję się bez bicia, ale czy aż tak rozczarowała zuchwałego złodzieja? Poczuł się artystycznie i estetycznie oszukany? Jeśli tak, to wolę nie wiedzieć, co zrobił, o o ile przeczytał coś J.L. Wiśniewskiego, albo jakiegoś Greya.
    Nie daje mi spokoju ta sprawa, bo brakuje mi to logiki, jakiegoś ogniwa łączącego fakty. Skoro przyszedł na koncert muzyki symfonicznej, znaczy "kulturalny"? Skoro kulturalny, to dlaczego kradnie książki? Skoro już je kradnie, znaczy lubi czytać i książki mają dla niego jakąś wartość. No więc, dlaczego, w mordę kopany, je wyrzuca?! Jak mawiają bracia Rosjanie: biez wodki nie razbieriosz

niedziela, 9 lutego 2014

Za górami, za lasami ludziom zgotowano piekło

      Wobec tej książki mam wyrzuty sumienia. Może źle to ujmuję, ale naprawdę czuję, że to co myślę o Innym świecie, w kontekście problemów tam poruszonych, jest jakieś niestosowne. Bo czy godzi się mówić o takim dziele, że jest "piękne"? Tak właśnie, uważam, że to jest książka piękna. Nie chodzi, rzecz jasna o temat, o problematykę, o sceny i zdarzania. Chodzi o to, co wynika z samego jej tytułu. Kiedyś wydawał mi się kiczowaty, banalny, do bólu oczywisty. Ale dopiero teraz widzę, że Grudziński inaczej swoich wspomnień zatytułować po prostu nie mógł. 
      Doświadczył bestialstwa wręcz szatańskiego, widział totalitarny terror w niemal najgorszym wydaniu, a opisał to wszystko właśnie niczym opowieść o jakimś nieistniejącym, tajemniczym świecie. Niech się nikt nie obraża, bo czuję do ofiar każdej tyranii ogromny szacunek, ale mam wrażenie, że niczego Innemu światu nie ująłby początek: Za górami, za lasami, gdzieś hen hen daleko, było pewne dziwne i niesamowite miejsce. Piszę to bez odrobiny szyderstwa w głosie. Uważam bowiem, że potęga relacji Herlinga polega na tym, że ma się niekiedy wrażenie, obcowania z czymś nierealnym, niewyobrażalnym, tak odbiegającym od normalności, że aż fantastycznym. Sami pomyślcie.... Gdzieś daleko, na wschodzie jest więzienie, w którym zamyka się ludzi: za nazwisko, za czytanie francuskich książek, za widokówki z Zachodu etc. Głodzi się ich tam, dręczy psychicznie, zabiera nadzieję, zmusza do nadludzkiego wysiłku, pozbawia godności, człowieczeństwa, morduje. Grudziński nie mógł tej książki nazwać inaczej. Gułag dla człowieka z zewnątrz, z normalności, z wolności musi być "innym światem", musi być czymś poza porządkiem naszej planety. Co najważniejsze, wizja Herlinga jest kompletna i pełna. Jego "inny świat" został opisany od szczegółu do ogółu i odwrotnie. Patrzymy na łagier z lotu ptaka i z pozycji wałęsającego się pod nogami szczura. Obserwujemy system jako całość i obcujemy z jego indywidualnymi ofiarami, z ich ranami, wrzodami, odmrożeniami, cuchnącymi buszłatami i mieszkającymi w nich wszami, 
      A niektóre z opowieści Grudzińskiego? Czyż nie brzmią jak legendy, mity, przypowieści, ba jak żywoty świętych? Pomyślcie o Pamfiłowie, którego syn wrócił do ojca niczym biblijny, marnotrawny potomek, o Miszy Kostylewie, który jak honorowi samuraje kaleczy się, by nie służyć okrutnym "panom", o Rusto Karinenie, który niczym nieudana wersja Odysa ucieka z Jercewa do... Jercewa. 
      O tej mrocznej, potwornej [ale podkreślam, "po literacku", pięknej] baśni można by długo. Ja dodam jeszcze, że Grudziński uczynił z niej też przypowieść o człowieczeństwie, człowieczeństwie - dodajmy - wystawionym na najwyższą próbę, człowieczeństwie, z którego nie wszyscy zdali egzamin. I jeszcze do tego wszystkiego okrasił autor swą książkę zdaniami, których mądrość i głębia, wręcz nie licują z miejscem, w którym się narodziły. Oto mój ulubiony cytat: Jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym, z odzyskaniem indywidualności. Tylko w pochłaniającej wszystko pustce samotności, w ciemnościach zacierających kontury świata zewnętrznego można odczuć, że się jest sobą aż do granic zwątpienia, które uprzytamnia nagle własną nicość w rosnącym przeraźliwie ogromie wszechświata.

Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat. Zapiski sowieckie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000.
   

czwartek, 6 lutego 2014

Czytelnik to podglądacz

Nie chcę silić się na recenzję tego filmu, bo mój blog dotyczy literatury, a nie X muzy. Nie jest to, powiem krótko, dzieło wielkie i na pewno nie zapisze się w annałach światowej kinematografii. A jednak, "urzekła mnie ta historia" ;-). Dlaczego? Głównie dlatego, że po raz pierwsze spotkałem się z filmem o literaturze, o byciu jej odbiorcą, o relacjach między tekstem a czytelnikiem. Tak przynajmniej postrzegam "U niej w domu" Francoisa Ozona.
     Nauczyciel francuskiego Germian odkrywa w swej, nazwijmy rzecz po imieniu, tępej klasie talent literacki. Młody Calude Garcia okazuje się pisać zajmująco, ekscytująco i wciągająco. Sztampa, nieprawdaż? Pikanterii nadaje temu jednak temat eksplorowany prze młodego literata. Jest nim życie rodzinne jego kolegi Raphy Artole, a szczególnie osoba jego matki, Esther, która fascynuje "Calude'a - podglądacza". Młody prozaik dostarcza nauczycielowi kolejne rozdziały będące zbiorem obserwacji, wrażeń i fascynacji, ale też kpin i szyderstw. Germain i jego żona są pod coraz silniejszym wpływem zwierzeń Claude'a, choć sama historia jest raczej mdła. I tu warto się zatrzymać...

      Bo to, co jest największą siłą tego filmu, to próba pokazania, czym jest literatura. My czytelnicy, dajemy się jej wciągnąć, ulegamy jej, pozwalamy się wodzić za nos. Marzymy, jak nauczyciel Germain, że autor ulegnie naszym podszeptom, że pokieruje fabułą zgodnie z tym, czego oczekujemy. Gdy robi coś innego, potrafimy być wściekli albo podziwiać go jeszcze bardziej. 
      Literatura, mami nas, wkracza w nasze życie, manipuluje nami, prowadzi na manowce, czasem ośmiesza i kompromituje nas, głównie w naszych własnych oczach. Pisarze potrafią być jak młody Calude, uwodzicielscy, z pozoru niewinni, ale skrywający ciemną stronę, bezczelni, aroganccy. Czasem karmią nas prostymi schematami, by za chwilę palnąć w pysk czymś, czego się nie spodziewaliśmy.
      No i to, co jest prawdą przez każdego czytelnika wypieraną ze świadomości. Jesteśmy podglądaczami! Lubimy zaglądać ludziom do kuchni, łazienki i salonu. Czasem patrzymy z dystansu, zaglądamy przez okno. Innym razem wchodzimy do domu, a jeszcze innym uchylamy drzwi sypialni, akurat, gdy ona i on... Wstydź się czytelniku. 


niedziela, 2 lutego 2014

Zaprawdę, powiadam wam... cz. 2

"Gniew ludu, który przecież zapłacił co do grosza, ma zawsze rację za te swoje trzy szylingi od osoby i w razie kontroli biletów może tego dowieść."


Elfriede Jelinek – „Pianistka”